poniedziałek, 31 października 2011

Biwak

Czuwaj!
W tą niedzielę nasza drużyna "Orły" wróciła z czterodniowego biwaku. Do leśniczówki wyruszyliśmy w czwartek. Namioty rozbiliśmy niewielkiej miejscowości położonej niedaleko Woli Osińskiej - w Kozim Borze. Na miejsce dotarliśmy pełni zapału i chęci do pracy. Wieczorem zjedliśmy kolację przygotowaną przez nasz zastęp i zamierzaliśmy ułożyć się do snu. Niestety. Nasze zapędy przerwał alarm mundurowy. Druhowie szybko ubrali się w mundury i zebrali się przed namiotami. Stres przerwała wieść, że ty tylko próba. Każdy odetchnął z ulgą. Drużyna zgromadziła się przy ognisku obrzędowym, przy którym do późnej nocy śpiewaliśmy harcerskie piosenki, opowiadaliśmy sobie historyjki i anegdotki. 



Ognisko obrzędowe. 

  

Obudził nas słoneczny i rześki poranek. Po pożywnym śniadaniu, które przygotował zastęp chłopców - Isidon, zaczęliśmy pierwsze zajęcia, które poprowadził dh. Kuba – zastępowy chłopaków. Zadanie polegało na wystruganiu własnej dzidy, którą następnie rzucaliśmy do styropianowych tarczy. Około dziesiątej wróciliśmy do obozu, gdzie mogliśmy chwilę odsapnąć, przed kolejnymi zajęciami, tym razem budowaliśmy szałasy. Była to dość trudna praca, gdyż musieliśmy spędzić w nich bezpiecznie noc. Przed szesnastą nasze trzy szałasy były w pełni gotowe. Każdy z nich był inny. Jeden przypominał mrowisko, drugi domek "Kłapołuchego", zaś trzeci indiańskie tipi. Obiad był bardzo smaczny. Przygotowała go nasza kochana drużynowa, która zastąpiła przy pracy w kuchni zastępowych. 

Dh. Dominika struga swoją dzidę.

  

Dziewczyny z zastępu Haasta pełniły poranną wartę.

  

Szałas "Mrowisko", którego dowódcą był dh. Kuba.

  

Noc w szałasach minęła niesamowicie fajnie. W środku nie brakowało ciepła, mimo tego, że konstrukcja zbudowana była z gałęzi i leśnej ściółki. Nikt nie zapomniał o swojej warcie, którą spędził przy małym ognisku wśród leśnych kolib. Z samego rana drużynowa obudziła nas alarmem ewakuacyjnym. Wszyscy zerwaliśmy się z wygodnych miejscówek i zaczęliśmy pakować swoje rzeczy. Uf! Na szczęście zdążyliśmy. Każdy o tym wie, że harcerz powinien być czysty. Na tyłach kuchni zrobiliśmy sobie prowizoryczną łazienkę, w której porządnie się umyliśmy. Po kąpieli nadszedł czas na kolejne warsztaty, które przyszykowała dh. Dominika, mianowicie robiliśmy leśne amulety i instrumenty. Wszystkie wisiorki były inne, każdy miał w sobie coś szczególnego. To była część bardzo wyczerpującej, nie wspominając już o wykonywaniu leśnego instrumentu. Właśnie ten punkt zajął nam najwięcej czasu. Wreszcie skończyliśmy! 

Poranny alarm ewakuacyjny. Na terenie szałasów. Chyba nie wszyscy się wyspali ;)

  

Zajęcia, które prowadziła dh. Dominika. Drużyna skupia się na robieniu leśnych amuletów.

  

Czekaliśmy na alpinistykę, to było to, czego nie mógł doczekać się żaden druh. Szczerze mówiąc to przygoda dla odważnych, gdyż nie każdy potrafi wejść na wysokie drzewo i zsunąć się z niego jedynie na uprzęży. Jakiś czas później kolejka zniknęła. Wszyscy już zjechali. 

Dh. Sabina.

  

  

Czas na kolejne zadanie! Mianowicie uczyliśmy się wiązać węzły. W środku koła, które tworzyły nasze namioty rozłożyliśmy zastępowe kocyki, wygodnie na nich usiedliśmy i zabraliśmy się do nauki wiązania lin. Lekcje poprowadził kolega z Rezervy. Każdy druh nauczył się wiązać dziesięć węzłów, które potrzebne były do zaliczenia Leśnego Wampum. 

Leśne Wampum 
„O Woodcrafcie, czyli Puszczństwie można by pisać bardzo długo. Za ojca Woodcraftu należy uznać Ernesta Setona (1860-1946) założyciela Woodcraft Indians, która to zresztą między innymi natchnęła Baden-Powella do stworzenia ruchu skautowego. Woodcraft jako idea pozostał w skautingu do dziś”

Na obiad zjedliśmy pyszne kotleciki w panierce a`la McDonald`s. Na posiłek załapała się także Rezerva. Pogoda podczas obiadku nieszczególnie dopisywała, ale my z uśmiechami na twarzach uczestniczyliśmy w każdych zajęciach. Trzeba wspomnieć także o lekcjach, na których robiliśmy ręcznie łuki, rozpoznawaliśmy pięć ziół i farbowaliśmy koszulki. Niestety. Wyjść powinny czarne, brązowe i żółte, a powychodziły różnorodne odcienie fioletowego, co najwyraźniej spodobało się naszej zastępowej. Kiedy przestało padać, niebo zaczęło się rozjaśniać, a temperatura znacznie się podniosła, postanowiliśmy przejść tor przeszkód, który przygotowali dla nas chłopcy z Rezervy. Najlepszy czas osiągnęła dh. Karolina, która została wynagrodzona za świetne wyniki. Zabawy mieliśmy po pas. Dystans każdy zakończył z szerokim uśmiechem, otrzepując się z błota. Noc spędziliśmy w namiotach. 

Dh. Miśka po przebiegnięciu toru.

  

Oto jak nasza dh. Julka odpoczywała :)

  

Nadszedł ostatni dzień naszego pobytu w Kozim Borze. Grupka harcerzy udała się do pobliskiego kościoła, by pomodlić się za naszą drużynę, zaś w tym czasie nasz zastęp - Coronatus szykował się do zamknięcia okresu próbnego, mianowicie trenowaliśmy piosenkę i okrzyk. Po południu przyjechali rodzice. Druhowie rozpalili ognisko, przy którym biesiadowaliśmy i piekliśmy kiełbaski. Każdy rodzic widział zbudowane przez nas szałasy i przyglądał się nam, kiedy odważnie zjeżdżaliśmy z drzewa. Na początku spotkania ustawiliśmy się w szeregu. Nasz zastęp wreszcie zakończył swój okres próbny. Pokaz wyszedł znakomicie, żadna z nas wcale się nie pomyliła. Na sam koniec ci, którzy zasłużyli zostali wynagrodzeni. Dwie druhny i dwaj druhowie dostali barwy próbne, zastępowe dostały zaś odznaczenia, a pozostali harcerze, którzy wykazali się ogromny wysiłkiem podczas zawodów sportowych dostali drobne upominki. Ognisko zakończyliśmy śpiewaniem harcerskich piosenek, których nauczyliśmy się podczas wyjazdu. Każdy z nas z pewnością zapamięta ten biwak na wiele, wiele lat i z chęcią będzie chciał tutaj powrócić.

Zdjęcia wykonały dh. Dominika - zastępowa zastępu Haasta oraz dh. Martyna Wąsik - drużynowa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz